Artykuł: Energetyka jądrowa – modne hasło po straconych latach

Artykuł: Energetyka jądrowa – modne hasło po straconych latach porusza tematykę e budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Autorem artykułu jest Krzysztof Saramowicz, Dyrektor Generalnego Wykonawstwa budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu w latach 1982-1988.

Artykuł: Energetyka jądrowa – modne hasło po straconych latach

 

Energetyka jądrowa – modne hasło po straconych latach

W tekście przedstawiono osobiste refleksje dotyczące budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej z perspektywy minionych ponad trzydziestu lat i zamierzeniami budowy elektrowni w nowej lokalizacji.

Często zadaję sobie pytanie czy wszystko mogło potoczyć się inaczej, bo przecież w optymalnym wariancie od przełomu stuleci funkcjonowałby zintegrowany złożony system energetyki jądrowej (Elektrownia Jądrowa Żarnowiec) i hydroenergetyki – już funkcjonującej, nowo oddanej do ruchu (Elektrowni Wodnej Żarnowiec} o mocy łącznej ponad dwa tysiące megawatów. Ta niebagatelna zdolność wytwórcza komponowałaby się świetnie w północnej części kraju, wypełniając lukę energetyczną między zachodem i wschodem kraju a także ograniczając o ca 2 mln ton zapotrzebowanie węgla na północy Polski. Z dzisiejszego punktu widzenia oznaczałoby to znaczące ograniczenie emisji dwutlenku węgla i wzrost niezależności energetycznej.

Stało się inaczej i rozpędzona machina inwestycyjna została brutalnie zahamowana, do dziś minęło x lat dyskusji i pomysłów za i przeciw energetyce jądrowej, zmarnowany został ogromny majątek, w tym również ludzki, i aktualnie nadal funkcjonują zapowiedzi "perspektywiczne". Działają kolejne mutacje organizacji powołanych dla rozwoju energetyki jądrowej i prawdopodobna jest budowa elektrowni w lokalizacji oddalonej o kilkanaście kilometrów od Żarnowca, w cudownym nadmorskim terenie Kopanina-Lubiatowa.

Wyhamowanie i całkowite porzucenie projektu było, jak sadzę patrząc na to z perspektywy minionych lat, efektem sumy negatywnych okoliczności a mianowicie: katastrofy czarnobylskiej, recesji gospodarczej, społecznego sprzeciwu (de facto im dalej od Żarnowca tym intensywniejszego), napięć politycznych, atmosfery antywschodniej i braku centrum decyzyjnego, które byłoby zainteresowane innym scenariuszem – co z tym dalej.

Gwoli przypomnienia – w elektrowni jądrowej Żarnowiec miały być zainstalowane cztery reaktory typu WWER 440 o łącznej mocy 1440 megawatów wraz z (nowoczesnymi na tamte czasy) systemami bezpieczeństwa jądrowego. Wszelkie porównywanie tych reaktorów i przewidzianych projektem rozwiązań technologicznych i bezpieczeństwa z "filozofią" reaktorów i rozwiązaniami technologicznymi i konstrukcyjnymi, jakie funkcjonowały w elektrowni czarnobylskiej było z gruntu fałszywe. Wiedza polskich projektantów i skupionej kadry zarządzającej Projektem, dostawców urządzeń i wykonawców – w "obronie" Projektu Żarnowiec, trafiały na mur nie do przebicia. Trzeba koniecznie dodać, że reaktory, przeciwko którym dramatycznie protestowano w Polsce pracują doskonale m. in. w Finlandii, Czechach, Słowacji, Węgrzech.

Wart przypomnienia jest również fakt, że podjęta w dramatycznym dla Polski czasie (początek lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia) decyzja o budowie elektrowni jądrowej miała dwa cele – uzyskać moc energetyczną i dokonać skoku technologicznego w szeroko pojętej gospodarce krajowej. Potwierdzeniem słuszności takiego założenia może być Francja, czołowy producent energii z atomu w Europie, gdzie właśnie energetyka jądrowa wyniosła gospodarkę na nieprawdopodobny poziom technologiczny w wielu dziedzinach budownictwa i materiałów budowlanych, metalurgii, wytwarzania armatury, wyrobów chemicznych i elektronicznych itd. Sukcesy gospodarki francuskiej, wymieniając tylko przemysł lotniczy, kosmiczny i motoryzacyjny nie wzięły się z niczego.

Zadaniem, jakie przed sobą postawiliśmy, było sprawne i w najwyższym standardzie jakościowym przeprowadzenie procesu inwestycyjnego a równocześnie spowodowanie w polskim przemyśle, a szerzej gospodarce, zmian, które miały dać w efekcie wytworzenie produktów również w standardach dotychczas w Polsce nienotowanych. Z całą odpowiedzialnością można powiedzieć, że cel ten został osiągnięty w znacznym stopniu m.in. poprzez wygenerowanie nowych gatunków stali zbrojeniowej i stali specjalnych, cementów, materiałów izolacyjnych, osprzętu i kabli energetycznych oraz antykorozyjnych materiałów ochronnych.  Wszystko to działo się w ścisłym współdziałaniu i kontaktach ze światem nauki – Instytutami i Jednostkami Badawczymi z całego kraju.                                            

Opracowany wg. wymogów Międzynarodowej Agencji Atomistyki z Wiednia, wdrożony i poddawany systematycznej kontroli, system zapewnienia jakości, obejmował wszystkie fazy procesu inwestycyjnego, wszystkich jego uczestników w tym wykonawców robót budowlano-montażowych, producentów materiałów i wyrobów przewidzianych do wbudowania. Patrząc z perspektywy czasu, na te regulacje i wymagania można śmiało twierdzić, że prawie czterdzieści lat temu, wyprzedzaliśmy standardy, jakie obowiązują dziś wg. aktualnych regulacji formalno-prawnych.                                                                                                                                             

Interesującym przykładem spełniania wymogów ustalonego w "systemie" standardu jakości w odniesieniu do powierzchni betonowych, było zastosowanie systemu elementów wg nomenklatury rosyjskiej tzw arma-bloków. Upraszczając, były to elementy żelbetowe spełniające funkcje traconego szalunku, z ulokowanymi w nich przepustami dla rurociągów, kabli i innego oprzyrządowania. Stosowano to rozwiązanie z konieczności, bo o dziś stosowanych systemach powtarzalnych szalunków uprzemysłowionych można było tylko marzyć.                   

Dla wykonywania takich elementów cienkościennych o zaprojektowanym kształcie i wielkości (niektóre o długości ponad 5 m) uruchomiono w Gdyni, specjalną linię technologiczną obejmującą wytwarzanie siatek zbrojenia (dziś jest to standard) i stoły wibracyjne pozwalające na uzyskiwanie elementów w tolerancjach i geometrii w Polsce podówczas nieznanych. Poza geometrią szczególne wymagania dotyczyły standardu zewnętrznych powierzchni elementów stanowiących budulec ścian pomieszczeń budowli "jądrowych" – reaktorowni i składowania odpadów niskoaktywnych. Wymagana była powierzchnia bez jakichkolwiek odchyleń, nawet mikro wgłębień, ponieważ wykluczony musiał być potencjalny efekt osiadania, kurzu, pyłu itp. Rygor ten miał szczególne uzasadnienie w strefie i pomieszczeniach przy reaktorowych dla wyeliminowania, a raczej wykluczenie tzw. wtórnej radiacji neutronowej. Wymóg ten stanowi standard międzynarodowy i dotyczy wszystkich funkcjonujących elektrowni jądrowych.  Z tego między innymi powodu pokrycie powłokowe wszelkich elementów konstrukcji – stalowych i żelbetowych w obiektach jądrowych reaktorowni i przechowywania odpadów (nie należy mylić z przechowywaniem odpadów o wysokiej radiacji) było wymagane bezdyskusyjnie.                                                                                                                                                  

Wydawało się, że materiały syntetyczne dla tego celu będą dostępne wyłącznie z importu, wzorem funkcjonujących elektrowni jądrowych między innymi w Niemczech (wtedy jeszcze RFN). Działania dla ich pozyskania były w toku. Konieczne było uzyskanie materiałów na bazie żywic epoksydowych i poliuretanowych, próby aplikacyjne na powierzchniach elementów żelbetowych (wspomnianych wcześniej "arma-bloków") były zaawansowane. Dodatkowy próg trudności stanowiło wymaganie gwarancji bezawaryjnej eksploatacji powłok przy stałej zdolności do dekontaminacji w kontakcie min. z kwasem borowym i cytrynowym.

 Jak podano wcześniej, w ramach celu wygenerowania w kraju materiałów nowej generacji i najwyższym standardzie, problem materiałów syntetycznych dla wykonania powłok został w kraju rozwiązany bez konieczności importu. Dokonał tego zespół badawczy skupiony wokół ś.p. Inżyniera Kazimierza Uhacza w laboratorium Fabryki Farb w Oliwie przy wsparciu ówczesnego Instytutu Farb w Gliwicach. Dysponowaliśmy więc materiałami dla wykonywania powłok na betonie i stali w obiektach jądrowych i żaden import (do kraju bez dewiz) nie był konieczny a perspektywicznie wobec załamania realizacji projektu wzbogacił się rynek produktów powłokowych o najwyższym standardzie. Ten epizod z wytwarzaniem "arma-bloków" i powłok o wymaganym czasie życia 22 lat i odporności na nukleoidy oraz dekontaminację świadczy dobitnie o naszym polskim podejściu zarówno do problemu jakości "budowania" i determinacji w rewolucjonizowaniu rynku materiałowego. Przykładów podobnego typu można by było przytoczyć więcej.

Ale to już historia, nadal trudno się od niej oderwać patrząc m.in. na aktualne zdjęcia tychże arma-bloków wbudowanych w obiekt reaktorowy – jako świadków przegranej szansy. Zadaję sobie również pytanie, czy gdyby można było cofnąć czas i zacząć wszystko od początku to my, odpowiedzialni za realizację projektu budowy elektrowni jądrowej, postępowalibyśmy tak samo jak wtedy. Przynajmniej część odpowiedzi zawarto dalej.

Czy gdyby przysłowiowe serce elektrowni (obiekty jądrowe) budowane było szybciej (a takie naciski też były) bez uwzględniania drugiego celu, o którym mowa była wcześniej, a także rezygnując z szansy na pozyskanie pracowników (szeroko pojętych) całkowicie różnych mentalnie od powszechnych skojarzeń z "budowlańcami"- elektrownia byłaby dalej zawansowana?

Wymagana ponad wszelką wątpliwość wysoka jakość pracy w każdym calu stała się przyczynkiem do stworzenia, przed uruchomieniem prac podstawowych, infrastruktury socjalnej, komunikacyjnej i inżynieryjnej na placu budowy i daleko poza nim. Dla porządku wymienić wypada niektóre: zbudowane od podstaw budynki hotelowe (nie baraki), które zapoczątkowały osiedla w Redzie i Lęborku, obiekty hotelowe i infrastrukturalne w tym centrala telefoniczna w Wejherowie, hotel w Nadolu dla 600 osób (zmodernizowany po budowie Elektrowni Wodnej) z nowoczesnym wyposażeniem ze stołówką, która była w standardzie dobrej restauracji, salą gimnastyczną, przychodnią zdrowia, kinem, kawiarnią, kortami do tenisa itd. przystań żeglarską, osiedla kontenerowe, linię kolejową elektryczną łączącą Wejherowo z Żarnowcem.

De facto można było wsiąść w Gdańsku w SKM i przyjechać bezpośrednio na plac budowy –jeżeli miało się do tego prawo ponieważ teren budowy był strzeżony. Obiekty szatniowe (szatnie czyste i brudne), ogromna stołówka i bufety rozstawiono po rozległym placu budowy dla ograniczenia strat czasu. Dodać do tego trzeba kompletnie wykonane obiekty gospodarki wodno-ściekowej (z oczyszczalnią biologiczną włącznie), system torowy dla transportu towarowego i osobowego, place rozładowcze z suwnicami, kompletnie zmodernizowany dla transportu kołowego system dróg okalających i prowadzących na plac budowy, ciepłownię, rozbudowany system obiektów zaplecza technicznego dla podstawowych wykonawców. Można by dalej wymieniać, to już wystarczy czytelnikowi – o stanie zawansowania robót podstawowych zamilczę. Różne są oceny, szacowano, że było to ponad pięćdziesiąt procent. Koniecznie trzeba wspomnieć o gigantycznym programie szkoleń od podstawowych po wyższe uczelnie włącznie, specjalistyczne studia podyplomowe i przygotowywanie kadr dla przyszłej eksploatacji elektrowni.                                                                                                                                                  

Parę lat temu ukazały się w prasie wymowne zdjęcia pustki po rozebranym do fundamentów hotelu w Nadolu i tablic na peronach nieistniejącej linii kolejowej łączącej plac budowy z Wejherowem – "Elektrownia Jądrowa Żarnowiec" i "Elektrownia Wodna".  Smutny to widok. Dobrze, że nie rozebrano pięknej szkoły w Gniewinie, która dzięki budowie tam powstała, zabudowań w Odargowie i wielu obiektów w okolicy Żarnowca. Budowa elektrowni, dzięki wyważonej polityce informacyjnej, szacunku dla środowiska, aktywności w stosunku do społeczności otaczających gmin i szansie powszechnego zatrudnienia, była akceptowana ze zrozumieniem jej celu. A "Ludzie" rozpłynęli się w różnych dziedzinach gospodarki, część opuściła Polskę i została chętnie zaangażowana z tytułu znakomitych kwalifikacji a spora liczba znikła w sposób naturalny...   Lista wybitnych Osób żyjących i zmarłych ze wszystkich szczebli i organizacji uczestniczących w Projekcie byłaby bardzo długa.  By nie pominąć nikogo, nie wymieniam nazwisk. Kto chce pamiętać – pamięta.

Odpowiadając sobie na zadane pytanie czy działaliśmy prawidłowo jako decydenci tam na placu budowy odpowiadam: tak. Tak, byliśmy na ścieżce do sukcesu szerszego niż megawaty. Trudno dziś powiedzieć ile efektów pośrednich w postaci uruchomionych wtedy produkcji materiałów i technologii wtopiło się w rynek. Tylko żal zmarnowanych dóbr i pieniędzy i nikt za nie odpowiada i nie odpowie.                 

Powtarzam tą frazę "gdyby dało się cofnąć czas" – może należało zawiesić czas budowania do lepszych czasów, zakonserwować to, co już wykonano, ograniczonymi środkami nie dopuścić do zmiany stosunków wodnych na placu budowy, nie rozprzedawać zgromadzonych z takim wysiłkiem dóbr na lewo i prawo, dokonać korekt w Projekcie zgodnie z aktualną wiedzą – i może na początku wieku uzyskać te megawaty!  Pewnie nikomu nie przyszło by wtedy budować za ogromne pieniądze elektrowni węglowej w Ostrołęce z końcowym znanym efektem włącznie.

Jestem bezspornie zwolennikiem energetyki jądrowej w Polsce.  Farmy wiatrowe (o dziwo blokowany rozwój) i fotowoltaika – też ponoć z niejasną perspektywą nie będą w stanie spełnić celu ograniczenia zużycia kopalin do roku 2030 a na pewno dużo dłużej. Alternatywą jest według dzisiejszego stanu wiedzy tylko produkcja energii w technice jądrowej. Do tego wniosku dochodzą coraz powszechniej sceptycy w wielu krajach, również w tych gdzie dylematy środowiskowe nie występują tak ostro jak w Polsce. Budowanie kolejnych obiektów jądrowych znów nabiera tempa, vide choćby na Węgrzech.

Coraz częstsze są enuncjacje prasowe o wyborze modelu i technologii dla pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce.  Z informacji, bardziej prasowych niż oficjalnych wynika, że kupimy pakiet i realizacja odbywać się będzie w systemie "turn key". Oznacza to, że Partner przyjedzie przywiezie, wybuduje i uruchomi gwarantowaną moc energetyczną i tyle. Rodzi się pytanie, co z tego będzie miała polska gospodarka, czy będzie offset – a według mojej wiedzy o terminie uruchomienia pierwszego bloku o liczącej się mocy w roku 2030 mogą myśleć, aby nikogo nie obrazić, osoby bez należytej wiedzy.  Jeżeli taki będzie scenariusz to uzyskamy efekt w postaci mocy, ale przegramy jako gospodarka wymagająca nowych technologii materiałowych. Przegrana dotyczyć będzie również środowiska i społeczności w otoczeniu obiektu.

Odrębną sprawą jest prawdopodobna lokalizacja pierwszej elektrowni – mam wątpliwości do trafności wyboru, być może z powodu enigmatycznych informacji o tym Projekcie. Doświadczenia z realizacji Projektu budowy elektrowni w Żarnowcu, dowodnie pokazały konieczność kompleksowego widzenia budowy jako skomplikowanego zbioru problemów infrastrukturalnych (drogi dla transportu materiałów i urządzeń), socjalnych i szeroko pojętych ludzkich. Nie przekonuje mnie lokalizacja w rejonie bez logistycznego sytemu transportu i bez możliwości stworzenia warunków socjalnych dla budowniczych w wymaganej skali. Po doświadczeniach japońskich lokalizacja elektrowni w bliskości dużego akwenu, jakim jest Bałtyk budzi dodatkowe wątpliwości.

Rodzi się więc pytanie, czy do końca przemyślano decyzję wykluczającą lokalizację w obszarze dawnego Projektu. Czy nie prościej i taniej odtworzyć infrastrukturę, w tym linię kolejową, wykorzystać istniejące budowle zaplecza, usunąć aż do płyty fundamentowej wszystkie elementy żelbetowe i być może z niej skorzystać? Wiele pytań powinno znaleźć odpowiedzi, zanim przysłowiowa klamka zapadnie a PR-owe efekty zbledną.

Krzysztof Saramowicz  – Dyrektor Generalnego Wykonawstwa budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu w latach 1982-1988

Firmy wspierające PSK

Reklama